im trudniej, tym ciekawiej 2022-03-25 - radosŁaw pazura nie przestaje szukaĆ nowych aktorskich wyzwaŃ. na planie serialu „mecenas porada”, gdzie gra ojca gŁÓwnej bohaterki i znakomitego jazzmana, musiaŁ. m.in. nauczyĆ siĘ graĆ na perkusji.
Bluza Moja Mama wie lepiej rozmiar 98. Historia cen ? Napisz opinię. Ostatnia cena: 119,90 zł. Zobacz podobne. Powiadom o dostępności. Aktualnie brak ofert tego produktu.
Modne bluzy z kapturem w sklepie internetowym C&A! Duży wybór Dobra jakość w niskiej cenie Zrównoważona moda Sprawdź teraz w C&A on-line
Wyniki wyszukiwania frazy: im trudniej tym lepiej. Strona 650 z 666. Ikula Aforyzm 19 stycznia 2013 roku, godz. 18:34 15,0°C Magia w tym świecie nie jest czymś
Nie zwlekaj i już dziś wybierz bluzę idealnie dopasowaną do Twojego gustu. Zapraszamy! Wysokiej jakości bawełniane bluzy medyczne dla pielęgniarek. Szeroki wybór kolorów i wzorów. Wejdź i zakup profesjonalną damskie bluzy medyczne! Zapraszamy!
Vay Nhanh Fast Money. Rok 2018 dla lekkoatletów UKS Achilles Leszno nie zapowiadał się zbyt dobrze. Okazał się jednak bardzo udany, najlepszych w 23-letniej historii klubu. Młodzi sportowcy, sztab szkoleniowy i władze klubu nie kryją zadowolenia i satysfakcji. Podczas podsumowania sezonu były nie tylko nagrody i gratulacje, ale również nadzieje na lepsze jutro. Klub założony przez trenera Dariusza Górskiego, który jest również jego prezesem, działa przy Zespole Szkół Technicznych w Lesznie. UKS Achilles w 2018 roku zdobył 87 punktów w klasyfikacji współzawodnictwa dzieci i młodzieży, co pozwoliło mu zająć 10 miejsce w Wielkopolsce. W Lesznie lepsza jest tylko Polonia 1912. Na jej wynik – 168 pkt – pracowały trzy sekcje: kręglarska, pięściarska i szermiercza. – Zaczynaliśmy rok w minorowych nastrojach z powodu zawirowań organizacyjno – finansowych. Na przekór wszystkim trudnościom uzyskaliśmy dobre wyniki, najlepsze w historii klubu – zaznacza prezes i trener Dariusz Górski.(MAC/ Więcej o sukcesach klubu Achilles Leszno przeczytają Państwo na łamach “Panoramy Leszczyńskiej w środę, 3 stycznia.
Im trudniejsza jest sytuacja kadrowa Górnika Brzeszcze, tym lepiej się on prezentuje. Mimo plagi kontuzji podopieczni Mariusza Wójcika pokonali 1-0 (0-0) Dalin Myślenice, jednego z faworytów do mistrzostwa V ligi krakowsko-wadowickiej. Górnik Brzeszcze pokonał na własnym boisku Dalin Myślenice, jednego z faworytów V ligi krakowsko-wadowickiej- Niech żałują ci, którzy nie widzieli tego spotkania - rozpoczyna Leszek Kozieł, kierownik drużyny Górnika. - Stało ono na czwartoligowym poziomie. Mam nadzieję, że jeśli po mieście rozejdą się wiadomości o____dobrej postawie naszego zespołu, to trybuny stadionu będą pełne. Drużyna czeka na kibiców, potrzebując ich wsparcia. Myślę, że po tym, co pokazała przeciwko Dalinowi, zasłużyła na najwyższe uznanie swoich fanów - dodaje słupkami bramki Górnika tym razem stanął Piotr Surzyn, zastępując chorego Bogdana Tana, który przed meczem zgłosił swoją niedyspozycję. - Piotrek Surzyn był trochę stremowany. Podkreślał, że po dłuższej przerwie wolałaby zagrać pierwszy mecz na wyjeździe - zdradza Leszek Kozieł. - Jednak zaraz po wyjściu na murawę trema mu ustąpiła. Bramkarz był naszym silnym punktem. Nie miał kłopotów z____czuciem piłki - podkreśla zespołu powrócił także Bartłomiej Bielenin, który latem myślał o zaczepieniu się w Podbeskidziu Bielsko-Biała. - Początek rundy spędził w____juniorach - zdradza Leszek Kozieł. - Po raz pierwszy ponownie zagrał w"jedynce" trzy dni wcześniej, wprzegranym dla nas wyjazdowym meczu zrezerwami Cracovii 1-2. Przeciwko Dalinowi trener wpuścił go na podmęczonego rywala idobrze wywiązał się z____powierzonych mu zadań - uważa Leszek przekonali się o tym, że warto grać do końca. Zwycięskiego gola zdobył dla nich na minutę przed końcem spotkania Rafał Pawłowicz. - Chłopcy nazywają go "Dziki", bo włoży głowę tam, gdzie niektórzy nie przystawiliby nogi - zwraca uwagę Leszek Kozieł. - Nasz snajper ma już na koncie 6zdobytych goli. Oby tylko wkolejnych spotkaniach podtrzymał swoją dyspozycję - ma nadzieję po ostatnim gwizdku sędziego był trener gości Marek Holocher. - Gdybyśmy na przerwę schodzili z____bagażem co najmniej trzech straconych goli, nie mógłbym chyba narzekać - uważa szkoleniowiec. - Na pewno wtym spotkaniu nie zasłużyliśmy na porażkę, bo piłkarsko byliśmy lepsi. Jednak wnaszej drużynie zbyt wiele było słabych ogniw. Kilku zawodników przeszło mi obok gry. Tak być nie może, więc na pewno wobec nich zostaną wyciągnięte konsekwencje. Takiego postępowania nie będę tolerował. Straciliśmy kuriozalną bramkę. Nie winię za jej utratę R. Drobnego, któremu zdarzyła się wpadka. Wcześniej, na skrzydle z____którego przyszła nasza zguba, nie było Pilcha - dodaje szkoleniowiec.(zab)
Im trudnej, tym lepiej, tak można powiedzieć o borykającej się z kłopotami kadrowymi Alwerni, która w pierwszych czterech kolejkach nie doznała goryczy porażki. Ostatnio pokonała na własnym boisku Beskid Andrychów 4-3 (1-2). IV LIGA. Alwernia w czterech meczach zanotowała dwa remisy i dwa zwycięstwa. Ostatnio pokonała u siebie Beskid Andrychów- Powiedziałem przed meczem, że w Beskidzie nie ma przypadkowych zawodników, więc z pokorą pochodziliśmy do konfrontacji z tym zespołem - rozpoczyna Mariusz Wójcik, trener Alwerni. - Miałem pewien pomysł na pokonanie rywala, ale nie zamierzam się nad nim rozwodzić. Kluczem do sukcesu była konsekwentna realizacja założeń taktycznych - dodaje rozpoczęli doskonale, bo po kwadransie prowadzili 1-0. - Okazji do podwyższenia wyniku nam nie brakowało, że wspomnę choćby okazję Darka Bosia_- tłumaczy szkoleniowiec. - _Jednak z czasem chłopcy spuścili nieco z tonu, co było widoczne gołym okiem. Przyszło nam za to zapłacić startą dwóch goli i na drugą odsłonę wychodziliśmy z zadaniem odrabiania strat. Musiałem w szatni przypomnieć zawodnikom, jakie są założenia na mecz, bo odniosłem wrażenie, że o nich zapomnieli. Ostatecznie uważam, że z realizacją taktyki było bardzo dobrze. Wyjątek stanowił tylko ostatni kwadrans pierwszej części, ale skoro wygraliśmy, jestem to w stanie zawodnikom wybaczyć - dodaje kibice nie pamiętają, kiedy Alwernia zdobyła cztery bramki w jednym meczu. - Pamiętam swój debiut w roli szkoleniowca Alwerni, ale w mojej pierwszej przygodzie z tym klubem - wspomina Mariusz Wójcik. - Wówczas pokonaliśmy Garbarza Zembrzyce 4-0. To było jednak ponad dwa lata temu - dodaje Alwerni jest tym cenniejszy, że w jej składzie zabrakło obrońcy Mateusz Zduna i pomocnika Rafała Kobyłeckiego. Wiadomo, że przy szczupłej kadrze trudno o wypełnienie każdych braków, bo zawodnicy, którzy doszli, w poprzednim sezonie występowali w klubowych dokonał pewnych korekt w składzie. Nominalny napastnik, Marcin Józkowicz, został cofnięty do pomocy natomiast jego miejsce zajął Dariusz Boś, który wcześniej występował w drugiej linii. Trenerskie roszady okazały się skuteczne, bo tego dnia napastnicy strzelili wszystkie bramki, zaliczając po dwa trafienia. Nie tylko Dariusz Boś, ale także Dawid Chylaszek. - _Wspomnę tylko, że do pełni sił powraca dopiero Krzysztof Dukała. Co nas jednak nie dobije, to nas wzmocn_i - kończy szkoleniowiec.(ZAB)
Spacerujących po górkach za fordońską Doliną Śmierci już nie dziwi widok czterdziestokilkuletniego mężczyzny z kijem golfowym. Czasem przystaną obok niego, pomogą znaleźć po górkach za fordońską Doliną Śmierci już nie dziwi widok czterdziestokilkuletniego mężczyzny z kijem golfowym. Czasem przystaną obok niego, pomogą znaleźć piłeczkę. Nieraz gracz przyprowadza tu dzieci z osiedla, ucząc ich tej brytyjskiej gry. Sam zbudował na miejscu bunkry, postawił kamienie, wystrzygł trawę. Imponująco wyglądające pole jest jednak się na rozmowę, przyjeżdżam do domu Mieczysława Szymańskiego. Niby zwykłe mieszkanie w bloku, ale... Telewizor włączony na kanał sportowy. Akurat pokazują turniej golfa. Na stole przygotowane wycinki prasowe, pisma specjalistyczne, dokumenty i puchar. W pogotowiu - kasety wideo z nagranymi turniejami, wywiadami i informacją o śmierci jednego z najlepszych graczy amerykańskich. Nawet kubek, który posłuży do ćwiczeń, kształtem przypomina wiedza o golfie ograniczała się dotychczas do stereotypu amerykańskiego biznesmena, który ma tak wielki ogród wokół domu, że nie wie co ma z tym terenem zrobić. Na dodatek z lenistwa nie chce mu się chodzić, więc po posesji jeździ meleksem. Pewnie podobne wyobrażenie ma większość Polaków. Może niektórzy widzieli jeszcze film "Tin Cup" z Kevinem Costnerem. Mój rozmówca, zanim zabierze mnie na swoje pole i da do ręki kij, będzie próbował przekonać mnie, że jest Kilka lat temu kupiłem volkswagena golfa. Jego drążek skrzyni biegów kończył się gałką wyglądającą jak piłeczka golfowa. Postanowiłem sprawdzić czy faktycznie tak ona wygląda - zaczyna opowieść o początkach swej pasji pan Mieczysław. - W 1992 roku spacerowałem Gdańską. Wszedłem do księgarni, a tam leżało niemieckie pismo "Golf Magazine". Było przecenione, bo nikt nie chciał go kupić. Okazało się, że piłeczka ogląda całkiem inaczej. Jest o wiele mniejsza niż w moim ciekawe, do tego czasu nie uprawiał żadnej dyscypliny. Przez 38 lat życia bał się sportu. Może wpływ miały przeciwwskazania zdrowotne, a może piłka? Szymański w młodości mocno oberwał, zarówno z nastrzelonej futbolówki, jak i z serwisu podczas gry w siatkówkę. Później, przez długi, długi czas sportu nie Zainteresowałem się golfem O 20 lat za późno- to zdanie powtórzy podczas naszej rozmowy jeszcze kilkakrotnie. - Może jednak to i dobrze? Patrzę na współczesnych sportowców. Niektórzy się koksują, innych dopingują wielkie pieniądze, zaś sam sport wyczynowy niszczy organizm. Weźmy tego narciarza Łuszczka. Jakie on ma zniszczone nogi! Zresztą poczekajmy, co będzie za 10 lat z Adasiem. Jak będą wyglądały jego stawy i biodra? Natomiast golf jest sportem dla ludzi od 6 do 106 lat. Nieżyjący Sam Snead, najstarszy golfista, gdy ostatnio otwierał masters, miał grubo ponad 90 lat. On nie puścił już piłki na 200 metrów, ale nie liczy się odległość, a precyzja uderzenia. Póki ma się jeszcze ma w miarę sprawne ręce, można się poruszać, to piłkę się odbiję. Dlatego moim hobby stało się nie tyle uprawianie golfa, co jego propagowanie. Bo zdaję sobie sprawę, że na zawody to ja jestem za stary. Dziś młodzież siedzi na siłowni po osiem godzin na siłowni, a potem sześć godzin gra. Młodzi wyglądają więc jak atleci. Nie ma już szans przy nich zająć dobrą Szymański stara się nie tylko grać samemu, ale i dotrzeć ze sportem do dzieci i młodzieży. Przychodzi ze swoim sprzętem do szkół, na sali gimnastycznej rozkłada specjalną matę i ćwiczy z uczniami. Przez ostatnie wakacje dotarł w ten sposób do 620 fordońskich uczniów. Ale nie tylko. Ostatni taki pokaz odbył się w czwartek na Okolu, w SP nr 45. Bliższe i dłuższe spotkania z golfem mają dzieci przychodzące na zajęcia do Bydgoskiego Ośrodka Rozwiązywania Problemów Alkoholowych i Centrum Kultury Katolickiej "Wiatrak". Wszystkie ćwiczenia są bezpłatne, choć nie ukrywa, że golf nie należy do tanich Za swój pierwszy sprzęt w 1995 roku zapłaciłem 800 złotych. To była wówczas taka cena, że musiałem go wziąć na raty. Natomiast za pierwszą, półtoragodzinną lekcję wydałem 80 złotych i nie nauczyłem się nic - opowiada przeprowadzce na osiedle Tatrzańskie, gdy chodził z żoną na spacery po górkach, zaczął doceniać piękno okolicy. W końcu stwierdził, że tak pofałdowany teren i często wiejące wiatry to idealne warunki do treningu. W tym samym czasie do Bydgoszczy przyjechał Witold Weynerowski, były ambasador kanadyjski, między innymi w Bagdadzie. Jego rodzice byli kiedyś właścicielami Myślęcinka i fabryki obuwia Leo (późniejsza "Kobra" przy Kościuszki). Kanadyjczyk polskiego pochodzenia, od najmłodszych lat grał w golfa. Był pierwszym bydgoszczaninem, który przyznał się do tego Nie było go jednak gdzie uprawiać i pokaz odbył się w Leśnym Parku Kultury i Wypoczynku. Pojawiło się tam zaledwie kilka osób - nagle Mieczysław Szymański przerywa swą opowieść i z dokumentów wyciąga jakieś pisemko. - W 1994 roku napisałem pismo do St. Angels. To jest najważniejsze pole golfowe na świecie. Tak jak muzułmanie muszą jechać do Mekki, bo tam jest święte miejsce; wszyscy katolicy udają się do Watykanu, a wszyscy golfiści koniecznie muszą jechać do St. Angels. Może kiedyś ja też tym liście Szymański, który rok wcześniej zarejestrował pierwsze, nieistniejące już Towarzystwo Przyjaciół Golfa w Bydgoszczy, napisał, że chciałby zająć się propagowaniem golfa w naszym kraju. Poprosił o informacje i materiały. Ku swojemu zaskoczeniu, po jakimś czasie dostał odpowiedź. W liście był adres do Polskiego Związku Golfa. A dokument własnoręcznie podpisał Michael Bonallack, sekretarz Royal and Antient Club, najważniejsza postać Po pokazie podszedłem więc z tym pismem do Weynerowskiego. Gdy zobaczył podpis i pieczęć Bonalack'a, zrobiło to na nim ogromne wrażenie. Tak wielkie, że zaproponował mi naukę. Oczywiście za darmo, ponieważ według zasad tej gry nauka jest bezpłatna. Pieniądze można pobierać pracując w szkole albo klubie golfowym - wyjaśnia pan są bardzo honorowi. Wyższym statusem sportowym jest amatorstwo. Odwrotnie niż w większości dyscyplin, gdzie każdy chce być zawodowcem. Amatorzy grają dla przyjemności, non - profit. Jeśli w turnieju wygra się ponad 300 funtów, trzeba albo przejść na zawodowstwo albo zrezygnować z nagrody. Zaś gdy piłka spada na drzewo, do bunkra lub do wody, to starają się ją stamtąd wybić, choć można dostać punkty karne i poprosić o rezerwową piłeczkę. Z ziemi nie wolno też podnosić ani układać trawy, która przeszkadza przy w Bydgoszczy- To nie jest może pole golfowe, ale trenować można - usprawiedliwia się opiekun terenu na fordońskich górkach. Zaskoczony jestem bardzo, bo wielokrotnie tu byłem i nie wiedziałem, że tu można uprawiać ten sport. Między krzewami, drzewami i jeziorkiem stoi kamień, na nim namalowana postać z kijem i napis "Fordoński Park Golfowy". Za stawem równo wystrzyżona trawa, a kawałek dalej chaszcze. Na potężnym terenie zrobione kilka zagłębień, tzw. bunkrów, w których powyrwanochwasty. Całe pole Szymański przygotował własnymi rękoma. W dodatku zrobił to... nielegalne, bo teren należy do Nadwiślańskiego Parku Krajobrazowego. - Spytałem kiedyś Weynorowskiego, czy jest jakieś pole golfowe, na którym nie ćwiczył, to wówczas twierdził, że na wszystkich zabrał go na to miejsce. Panuje tutaj specyficzny mikroklimat, prawie zawsze wieje wiatr. Dla golfistów są to idealne warunki. Gdy Kanadyjczyk odwiedził Fordon, terenem był zachwycony. - W tej grze człowiek przede wszystkim walczy sam ze sobą i utrudnieniami terenu, czyli wszelkimi jeziorkami, wysokimi trawami, krzakami, drzewami i zagłębieniami w piasku. I im więcej tego jest, i teren jest bardziej urozmaicony, tym większa jest frajda. Jeśli zaś wychodzi się na takie podłoże, które bardziej przypomina boisko piłki nożnej, to specjalnej radości nie ma. Wówczas zawsze do tego dołka się dojdzie - uważa mój rozmówca. - W końcu zostałem kadim pana to człowiek, który nosi kije. Ale nie tylko. Jest również doradcą, podaje jeden z czternastu kijów, ale także wodę lub banana. Najczęściej jest to doświadczony zawodnik. O tym, sporcie wie prawie wszystko. - Dobry kadi to najczęściej jest już wygrany mecz - nie kryje bydgoszczanin. - Często stoi za przymierzającym na greenie (równo wystrzyżona, choć nie zawsze na prostym podłożu, trawa w pobliżu dołka) i mu od samochodu. Chcę pomóc. Chwytam więc w rękę Chce pan być moim kadim - śmieje się się jednak, że moje umiejętności pozostawiają sporo do życzenia. Po serii ćwiczeń biorę zamach i staram się uderzyć w piłeczkę. Dopiero po kilkunastu próbach udaje mi się w nią trafić. Oczywiście nieczysto... W końcu piłka poleciała ze 40 metrów. Mój nauczyciel uderza czterokrotnie dalej. Widać, że na swoim polu spędza wiele godzin. W głowie ma wszystkie Z tee (miejsce pierwszego odbicia - red.) do pierwszego dołka uderza się nad jeziorkiem. Trzeba się zmieścić pomiędzy drzewami - objaśnia mój instruktor. - Wbrew pozorom to trudne zadanie. W tym stawie umieściłem już jakieś 50 kupuje pisma fachowe, zbiera wszystkie wycinki prasowe o golfie, nagrywa programy telewizyjne. Gdy dowiedział się, że w golfa grywa wiceprezydent Lidia Winiewczyc, postarał się o spotkanie. Chciał zaprosić ją na "swoje" To było pierwsze spotkanie. Ciężko na razie rozmawiać o jego rezultatach - informuje Beata Kokoszczyńska, rzecznik prezydenta liczy jednak, że może uda się kiedyś mu zorganizować jakiś turniej, choć wie, że o teren upomni się kiedyś miasto...Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
10 lut, 06:50 Ten tekst przeczytasz w 2 minuty Therese Johaug będzie faworytką dzisiejszego biegu na 10 km klasykiem w Pekinie. Polki, z Izą Marcisz na czele chcą poprawy. Foto: Lindsey Wasson / Reuters Izabela Marcisz Myślę, że Krista Parmakoski i Kerttu Niskanen będą w czwartek naprawdę mocne i mają szansę na medal. Biegały bardzo szybko w klasycznej części skiathlonu, a Kerttu wygrała także Puchar Świata na 10 km w Lenzerheide po świętach. Będzie groźna – przekonywała przed kolejnym startem Therese Johaug. Tyle tylko, że mało kto wyobraża sobie inny scenariusz niż triumf Norweżki. Ta ma w końcu olimpijskie złoto, które wywalczyła indywidualnie po tym, jak w Pekinie triumfowała w biegu łączonym i choć jak kiedyś Marit Bjoergen mówi, że zrealizowała swój cel, to nikt jej nie wierzy, bo wszyscy są pewni, że apetyt ma znacznie większy. A jednak Therese, jak jej była koleżanka z kadry, lubi czarować. – Wiem, że inne dziewczyny są bardzo zmotywowane i muszę biec naprawdę bardzo szybko – mówiła. Przed igrzyskami tak naprawdę najbardziej bała się pozytywnych wyników testów na covid-19 po tym, jak w norweskiej kadrze pojawiły się takie przypadki. – Dwóch członków naszej drużyny nie mogło tu przylecieć, bo miało pozytywne wyniki. Bałam się o siebie, o to, że będę chora i stracę igrzyska, ale starałam się robić wszystko, żeby ograniczać ryzyko. A teraz jestem dumna z siebie i swojej ekipy, bo mamy złoto – opowiadała Johaug i dodała, że w ostatnich latach była w wielu trudnych sytuacjach. I to prawda, bo z powodu zawieszenia za stosowanie nielegalnych środków straciła poprzednie igrzyska. – Mówię sobie jedno: myśl o tym, gdzie jesteś i patrz w przyszłość. Tu możesz coś zrobić. A historia... to historia – przekonywała Therese, choć oczywiście i i tak regularnie musi się mierzyć z tą historią jednocześnie budując przyszłość. Podczas gdy wiele biegaczek mówi o tym, jak trudne trasy przygotowano w CHinach, ona jest zachwycona. – Kocham je! Są bardzo wymagające i zupełnie inne niż te, na których zwykle ścigamy się w Pucharach Świata. Do tego śnieg jest bardzo wolny, ale mnie to odpowiada – tłumaczyła z uśmiechem gwiazda, dla której zwykle im trudniej, tym lepiej. I tak będzie w czwartek. – Marzyłam o tym, żeby zdobyć złoto i już go mam, a to wiele dla mnie znaczy – opowiadała jak zwykle, ale w końcu odkryła karty. – Kiedy już raz spróbowałam smaku triumfu, chcę więcej. Pobiegnę tak szybko, jak umiem i zobaczymy – uśmiechnęła się Johaug. Rywalki wiedzą, co to może znaczyć. Co ciekawe, ostatnią mistrzynią olimpijską na 10 km klasykiem była w Soczi Justyna Kowalczyk, która dzisiaj pomaga w treningach innej olimpijce, którą zobaczymy dzisiaj na trasie. Chodzi oczywiście o Izabelę Marcisz. Obok niej będą trzy inne Polki: Monika Skinder, Karolina Kukuczka i Magdalena Kobielusz. Najlepiej igrzyska zaczęła Marcisz, bo w biegu łączonym była 16. Później Polkom nie wyszedł sprint, ale teraz sytuacja ma wyglądać lepiej. Data utworzenia: 10 lutego 2022 06:50 To również Cię zainteresuje Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości.
bluza im trudniej tym lepiej